Nie będę opowiadał o historii tego zabytku z pierwszej połowy XIX wieku, bo dosyć ciekawie opisują o nim przewodniki po naszym Kole. A skupię się na opowieści o jego znaczeniu w naszym życiu, Kolan, sprzed niemal lat 60-ciu. Dzisiejszy spichlerz my młodzi Kolanie w latach 50 –tych, 60-tych XX wieku nazywaliśmy wtedy „MIĘTĄ”. Dlaczego? Otóż, budynek ten służył w tamtych latach za punkt skupu ziół. Gdy kończyło się lato, przed „Miętą” ustawiały się chłopskie furmanki załadowane „po czubek” miętą (z której była super herbata). Było ich niemal codziennie po około kilkadziesiąt furmanek.
My, jako dzieciaki, zawsze dostawaliśmy tej mięty do domu, gdy z pobliskiej rzeki Warty na prośbę woźnicy w upalny dzień dla jego konia, przynosiliśmy wodę. To co pamiętam, mięta ta była na miejscu parzona i oddzielano od niej esencję miętową. Obok spichlerza w tamtych czasach postawiony był do tego celu piec z wysokim kominem, który w latach 70-tych rozebrano. Niemal gorącą wodę z tego pieca spuszczano do rzeki Warty.
Okoliczni mieszkańcy ul. Żelaznej, Krzywej, Krótkiej i innych ulic wykorzystywali tą wodę (bardzo czystą) do potrzeb domowych. W „Mięcie” skupywano również i inne zioła. A można było gdy się chciało je zbierać sporo zarobić, jak na nasze wtedy potrzeby. To co pamiętam za 1 kg wysuszonych ziół płacono, za: kwiat lipy - 45 zł, ziele krwawnika - 16 zł, rdest ptasi – 18 zł, kwiat bławatka/chabru zbożowego – 160 zł. I wiele innych, których ceny z tamtych lat rozmyły się w mojej pamięci. A starczyło wtedy na zakup nowych książek i zeszytów do szkoły. O potrzebie rodzaju nazbierania ziół informowała nas zawsze pani Helena, pracownica tego skupu, bardzo nam przychylna. Nazwiska nie pamiętam.
Na placu w sąsiedztwie spichlerza gdzie obecnie stoi dawna BASZTOWA przy ul. Starowarszawskiej w latach 50 – 60 tych stawały wesołe miasteczka, karuzele, huśtawki i cyrki. Ale o tym za jakiś czas.
Drugim takim spichlerzem, którego już nie ma bo rozebrano go na potrzeby rozbudowy Zakładu Remontowo/Budowlanego ZREMB, był bliźniaczy spichlerz przy ul. Orzeszkowej/ Ogrodowej. Nazywaliśmy go wtedy przed laty „SZMACIARNIĄ”. A to dlatego, że spichlerz ten służył również jako punkt skupu, tym razem surowców wtórnych, jak: szkło, makulatura, zniszczona odzież – szmaty, kości zwierzęce. Kierownikiem w latach 60-tych XX wieku tego punktu skupu był, jak pamiętam pan Wacław Piotrowicz (potwierdza to jego córka Lena).
Cóż, lata mijają, dawne wydarzenia idą w niepamięć. Uznałem, że warto zachować w pamięci, podzielić się tym co minęło bezpowrotnie dla przyszłego pokolenia. Bo dla nas, było to wtedy bardzo ważne.
Tekst i foto: Ryszard Borysiewicz