Strona ta wykorzystuje cookies 🍪 W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".
tel. 63 27 20 810 lub 63 26 27 503  um@kolo.pl  |  26 Listopada 2024 r. Imieniny: Konrada i Leonarda

CHODZĘ SOBIE PO DYNGUSIE - spacerkiem po dawnym Kole

Dodane: 03 Kwiecień 2024  08:41:09   Opublikował: Piotr Kapalski
Brak zdjęcia.
Przy okazji tegorocznych Świąt Wielkanocnych, powracają kolejne wspomnienia sprzed wielu laty. Świąt na Kolskiej Starówce, jakże ciekawie spędzanych przez nas wtedy młodych chłopaków. Przed rokiem pochwaliłem się przepisami na ciasta wielkanocne z 1915 roku mojej prababci Marianny Zawadowej, także kolanki z ul. Okólnej. A obecnie? Śmigus Dyngus – jak to było dobre 60 lat temu na Kolskiej Starówce. Sądzę, że i Nasze Dawne Dziewczyny z Wyspowej Części miasta Koła, które wyróżniały się niezwykłą urodą, przyłączą się do moich wspomnień, o czym poniżej.
My, wtedy przed ponad 60 laty, kilkunastoletnia kawalerka z Kolskiej Wyspy, już na jakiś czas przed Wielkanocą z niecierpliwością oczekiwaliśmy jej nadejścia. Wiadomo, w sobotę wielkanocną obowiązkowo z koszyczkami do Klasztoru OO. Bernardynów, w którym niemal każdy „Młody Wyspiarz” był ministrantem. A w niedzielę wielkanocną, zazwyczaj strzelanie z kalichlorku w kluczach lub z karbidu z puszek po farbach, no i w domu pałaszowanie smakołyków przy świątecznym stole. Ale za to w lany poniedziałek ...!!! Już od rana szukaliśmy po ulicach „niby zabłąkane” nasze koleżanki, gdzie tylko było można. Zapewne i one tego same chciały, bo nie chowały się po domach a taka przychwycona, za bardzo się nam nie opierała i dała się zaciągnąć pod pompę z wodą. Niby krzyczała, niby płakała, ale po przebraniu się w domu, ponownie nas prowokowała.
 
Pamiętam, jak pan Stanisław Kwaśny z pl. Bohaterów Stalingradu spod 13- tki ojciec naszej równolatki Teresy, gdy ją wciągnęliśmy pod pompę, namawiał nas …. lejta chłopoki, lejta ją, może coś z niej wyrośnie …. To wiem od mojej siostry Alicji, że i pomiędzy dziewczynami była pewna rywalizacja, która z nich najbardziej będzie zmoczoną przez nas. Dzisiaj już będąc starszymi paniami w rozmowach z sentymentem wspominają te dawne lane poniedziałki. A i w kinie „Młoda Gwardia” podczas filmowego poranka niejednemu z nas udało się przemycić na kinowy balkon butelkę z wodą czy powszechną wtedy 60 lat temu gumową gruszkę. I czasami było się lepszym od niejednego strażaka ochotnika. Jak starodawny zwyczaj nakazywał, chodziliśmy także i po domach, prosząc o świąteczne wielkanocne przysmaki domowników słowami, śpiewając: … chodzimy se po dyngusie i śpiewamy o Jezusie, o Jezusie o Chrystusie , leży placek na obrusie, pani kraje pan rozdaje więc prosimy dać nam jaje … (jajka).
 
Nikt nam nie skąpił wtedy świątecznych smakołyków. Obowiązkowo należało „z kulturą” pokropić za to, ale już jakąś wodą kolońską, nas obdarowujących, głównie gospodynię i jej córki. Zazwyczaj, były to tanie na naszą wtedy ubogą kieszeń wody kolońskie po goleniu, czy to „Przemysławka „ czy też i „Woda Ogórkowa”. Ale za to po świętach. Te najbardziej zmoczone dziewczyny, czy to w szkole czy to i na ulicy wspominając je, były nam w zamian, niezwykle przyjaznymi.
 
Tekst: Ryszard Borysiewicz
 
Foto archiwalne

Blog Burmistrza
Miasta Koła

Kalendarium wydarzeń

Strona stworzona przez F&A MEDIA