Zimy jak dotąd nie było i wygląda na to, że nie będzie – tak twierdzą najnowsze prognozy meteorologów. A przecież jeszcze nie tak dawno stare ludowe porzekadło przypominało: „Idzie luty, podkuj buty”. Zamiecie śnieżne i zaspy białego puchu to dziś jedynie wspomnienie – możemy je zobaczyć na starych filmach, wyblakłych fotografiach i we wspomnieniach naszych dziadków, a po trosze i rodziców.
Według prognozy meteorologów, ma trochę przymrozić i sypnąć śniegiem, prawdopodobnie może jeszcze w lutym, a może dopiero w kwietniu. Jako dzieciaki, wiele lat temu, czekaliśmy na ZIMĘ z utęsknieniem. Nie tylko choinka i św. Mikołaj z prezentami nas podniecały, ale i zjazdy sankami z okolicznych wałów przeciwpowodziowych. Jazdy na łyżwach, rozgrywki hokejowe na zamarzniętych wylewach rzeki Warty, pomiędzy ulicami Starówki. Uliczne czy podwórkowe ślizgawki. W szkole często nauczyciel żartobliwie przywoływał spóźniające się na lekcję dziewczyny słowami: „A te panny ze ślizgawki są proszone do poprawki”. A już tak pod koniec zimy, gdy lody na rzece puszczały, kolejna uciecha dla nas młodych, wtedy ponad 60 lat temu chłopaków ze Starówki - PŁYWANIE NA KRACH.
To pojęcie... pływaliśmy na krach… jest niewątpliwie obce dla obecnego młodego pokolenia. Przede wszystkim już od wielu laty w Kole nie ma „Prawdziwych Zim”, takich, jakie przed wielu laty bywały, a i kry takiej okazałej na rzece Warcie, ani także na jej łąkowych wylewach, nie uświadczysz. Dawniej, to co pamiętam 70, 60, czy chociażby 40 lat temu, rzekę Wartę skuwał lód podczas mroźnych zim. A bywało i -30 stopni poniżej zera. Można było wtedy pieszo skracać sobie drogę przez zamarzniętą rzekę z Kolskiej Starówki na przedmieścia Koła.
Już przy końcu zimy rzeka zaczęła uwalniać się z lodowych okowów. Tak na przełomie lutego i marca, na odtajałych rzecznych wylewach pojawiały się pierwsze lodowe kry. A to już stawało się dla nas wielką frajdą. Wybieraliśmy kry, na których mogliśmy popływać. Nie było ważne, że komuś tam nie wyszło utrzymanie równowagi i wpadł do wody ześlizgując się z lodowej tafli. Najważniejsze było to, że miał o czym opowiadać swoim kolegom i zgrywać bohatera przed koleżankami.
Dla nas chłopaków z Kolskiej Starówki była to w tamtych latach jedna z wielu zimowych rozrywek, jak i łowienie ryb w przeręblach rzeki Warty. A ryby brały wtedy na potęgę. Co odważniejsi ryzykując wypływali „swoimi” krami na główny nurt rzeki. Były i przypadki, że trzeba było ich ratować. Pamiętam jako młody chłopak, może gdzieś tak 70 lat temu, jedną z akcji kolskiej OSP. Remiza Strażacka była wtedy przy ul. Grodzkiej. Zadyma była niesamowita. Wóz strażacki na syrenie, druhowie z drabinami i z linami biegają nad brzegiem Warty. Gawiedzi co nie miara. Znany mi, obecnie ponad 80- letni mieszkaniec Kolskiej Starówki, wtedy 13-latek, został uratowany, chociaż skąpany w nurcie Warty, ale i wyciągnięty na jej brzeg. Nie chwalił się początkowo tym „bohaterstwem”, bo jego ojciec zapewne porządnie wtedy sprał mu portki.
A obecnie? Pozostały Nam po tamtych minionych latach jedynie barwne wspomnienia. Tak się wtedy bawiliśmy, MY Dzieciaki z Wyspy.
P.S. Za to późną wiosną i latem, gdy Warta wylewała wody na okoliczne łąki, a bywało, że i na staromiejskie ulice, nie było wtedy jeszcze jej Zalewu w Jeziorsku, pływaliśmy wannami po jej wylewach.
Ale o tym wkrótce.
Foto archiwalne.
Tekst: Ryszard Borysiewicz