Nadal pozostajemy pod ogromnym wrażeniem siły oddziaływania spektaklu „Warthbrücken”, dlatego poprosiliśmy twórcę tego dzieła o kilka słów podsumowania…
Po sześciu kolskich wystawieniach spektaklu „Warthbrücken”, zapytany o wrażenia, Pan Dariusz Matysiak, autor i reżyser spektaklu przyznał, że:
Najlepsze byłoby prześledzenie wpisów w księdze pamiątkowej naszego spektaklu, gdzie słowa "wspaniały" i "brawo" odmieniane są we wszystkich przypadkach. Rok pracy zleciał, nie wiadomo kiedy. Z jednej strony wielka radość, że udało się dopiąć wszystkie szczegóły i spektakl uzyskał taką wymowę, jaką sobie rok wcześniej założyłem, z drugiej jednak wielki żal, że wspaniała przygoda kończy się bezpowrotnie. Będę tęsknił za tymi wspaniałymi ludźmi, którzy tworzyli ekipę. Oczywiście, była nie tylko sielanka. Nieobecności na próbach, brak koncentracji, kłopoty z synchronizacją ruchu scenicznego - tego też było sporo i moim aktorom nie raz zdarzyło się usłyszeć ode mnie przykre słowa. Ale cóż zrobić - ktoś musi wziąć na siebie odpowiedzialność, a z tym wiąże się stres, nerwy i czasami złe emocje. Mam jednak nadzieję, że zespół wybaczył mi te sytuacje, bo przecież wszystko było podporządkowane spektaklowi i wynikało z konieczności trzymania wszystkich "twardą ręką". Po ostatnim kolskim występie, po pamiątkowym torcie, po toaście, w holu Miejskiego Domu Kultury nie brakowało łez wzruszenia, więcej jednak było uśmiechów i radości, bo wszyscy razem dokonaliśmy czegoś, o czym pisałem (bardzo buńczucznie) rok temu w plakacie zapraszającym na casting:
"W imieniu organizatorów zwracam się do Was, mieszkańcy Koła i okolic, abyście wzięli udział w przedsięwzięciu, jakie - być może - za Waszego życia już się nie powtórzy!".
Mam nadzieję, że w Kole doczekamy się kiedyś wydarzenia stworzonego siłami mieszkańców, które przyćmi nasz spektakl. Czego wszystkim życzę.